wtorek, 27 lutego 2018

wiatrem przyniesione

cicho
cichuteńko
na boso
szeptem
na paluszkach
myślę
o rzeczach
jakich nie będzie
choć są
zasiedlone we mnie
ciałem żywym
oddychającym 
w bliskości
dnia
powszednią kromką
na śniadanie
biegnę 
w te marzenia
pełna pytań
stworzonych zapachem 
miodu rozlanego
w twoich oczach 
coraz częściej
rozplatają się
warkocze
moim uczuciom
nietłumionym

Michael i Inessa Garmash 
(https://www.pinterest.com.au/pin/483081497512346315/)
Michael Garmash

Słowa nieskładne

Zimno. Lubię bardzo. Choć kolana całowane mrozem szczypią jak policzki dotykane oddechem zimy bezpośrednio. Najpiękniejsza z pór roku dla mnie choć uboga niezwykle w białe atrybuty ostatnio...
Szłam po parku myśląc, że nigdy nie poznałam tylu ścieżek obiecanych chwilą nagłą... porywami ciepła wzbudzonymi co przeszły mijającym czasem przegonione w zanik... wróble nastroszone kulkami brzuszków, przytulone do siebie krużgankowymi skrzydłami patrzyły dziś na mnie z jakąś tęsknotą w oczach. 
Mijane kałuże pełne zbliznowaceń lodu białego, czasem pękniętego naruszeniem zewnętrznym - bo choć twarde to kruche bardzo... są te łzy zatrzymane w czasie. Niebo chwilami też płacze - to takie pocieszające dla mnie, szarego człowieka, że nawet anioły potrzebują oczyszczenia. Wytarcia nosa co przesiąka nieoczekiwanie. Doskonałość jest taka irytująca i męcząca zarazem...
Zamarznięta woda warstwami ułożona lodową taflą skrzącą się pięknem w świetle latarni i już wstającego dnia przemieściła mi myśli do tych ulic w miastach, które niedotknięte moją stopą zostawiły ślad we mnie czyjeś obecności... nieobecnej.
I tak myślę jakie to szczęście kiedy otrzymuje się czas i uwagę zatrzymaniem bezwysiłkowym - tylko dlatego, że się jest. Ważnym na tyle. Najcenniejsza ze wszystkich darów - obecność. Chwilka tylko pamięci, by nawet w oddaleniu powiedzieć dzień dobry każdego poranku...
Dziękuję, że jesteś ciepłem dla mnie w zimie.

Tomasz Alen Kopera - M17
(https://www.tumblr.com/search/art-tomasz-alen-kopera)
Podobny obraz

poniedziałek, 26 lutego 2018

Zrozumienie w ciemności

a we mnie jest
popękanie
od krzyku nocy
cichej
w ulice
nieubrane ludźmi
przyciśnięta do piersi
bezradność
niedotlenienie  myśli
wyrwane pióra
upuszczeniem krwi
ze skrzydeł
i garść kamyków
nikomu niepotrzebnych
bo mam
zbyt ciasne serce
z niewydolnością
do kochania siebie
zabrakło na to
miejsca
w wąskich arteriach
świata
nie mieszczę się
do pojmowania

Kinga Britschgi - Till Their Soul-fearing Clamors Have Brawl'd Down
(https://kingabritschgi.deviantart.com)
Till their soul-fearing clamors have brawl'd down by KingaBritschgi

niedziela, 25 lutego 2018

Rozbrykane koniki...

Sprayem na murze mojej duszy ktoś mi namazał, że mu brak. Mnie niepoznanej. Że mnie dawno nie widział ale czuje smak mojego zapachu... a ja zastanawiam się jak można tak nabazgrać i pójść do gdzieś, gdzie nie znajdę kto to był... nie znam zupełnie. I chęci nie mam. Przyszedł , wyjął ten lakier i gaffiti jest nieproszone. Nie ma tych pytań do odpowiedzi... i nie chcę takiego nieładu w sobie obcą ręką pisanego. Zupełnie bezpotrzebnie. Wyrzuciłam już dawno buty do biegania... za uwagą. Teraz patrzę jak mijają zbyt szybko korowody braku zatrzymania nad istotą... bo tak trudno zauważyć, że wystarczy tylko pozwolić sobie na zwykłość. Bez wyróżnienia, podkreślenia i kolejnych stopni do zdobycia, by udokumentować.
Tyle ludzi mnie mija tarzając mi komory i przedsionki jakbym miała tylko organ z nazwy bez znaczenia nim bijącego. A ja czasem krzyczę na świat, choć nie słyszy. Wcale. W chaosie podążania za spełnieniem wciąż dalszym trudno usłyszeć niepowiedziane słowa... ale to nie powód, by deptać ciężkim butem po rabatkach... i arytmię potem mam migotaniem niechęci.
Myślę, że czasem myślę zbyt dużo. Za obficie, jakby nasionko słowa kiełkowało we mnie i po zwojach mózgowych rozpuchło się całymi historiami do zdarzeń, które nigdy nie nadejdą, do wspomnień, które chcę zatrzeć czasem jaki już dawno powinien przeminąć... a jest.
I teraz widzę jak chcę dorosnąć. Być odpowiedzialną, uporządkowaną i zasadniczą bardzo. Mieć zdanie własne i swoją prywatną moralność na półkach równiutko w kostkę złożoną. Chcę. A potem przychodzisz ty i patrzysz mi w oczy ciepłem dłoni... i nie pamiętam wtedy wcale co takiego przeszkadzało mi w tym chaosie. Znajduję od początku... jak chciałabym bardzo żyć. Niedorośle właśnie. Trzymając się za ręce biegać po łące, gonić motyle i uciekać przed deszczem. Pić łapczywie spojrzenie twoich oczu bezwstydnie. Czerpać całymi garściami jakbym chciała zadośćuczynić stracie czasu kiedy ciebie nie znałam... chciałabym... jak dziecko cukierka, kiedy nieszczęściem jakimś końca świata płacze, na pociechę. Chciałabym...
a zaraz potem szara rzeczywistość. I znów trzeba wyjąć żelazko i uprasować te pomięte myśli, by nie uwierały... 
zagięciem.


Tomasz Sętowski - Posłaniec
(http://www.setowski.com)

nie patrz mi w oczy

czasem boli
nieuwaga
dla cienia
wymową
szeptu ciszy
namalowanego
pozory które ważne są
tak bardzo
i przekonanie 
o zawartości
w pustym wazonie
bo on z kryształu jest
przecież 
niepełnosprawna wciąż
naiwnością
karmię nadal
rozsądku brak
z uśmiechem rozciągniętym
słuchając 
nabrzmienia słów
milczeniem
zachwycona sobą
popatrzę
jak odrywają się guziki
od zapięcia 
sumienia koszuli
bezboleśnie
sprzedając 
moje imię


Zganiony ten kto ból zna 
Zadany przez ogień, co ciało spala

Rzucam światło
Na swą twarz
Gorący wrzask
Strzelać bez rozkazu
Bang bang 
Uszlachetniony ten, kto zna ból
Przez ogień, który spala rządzą
Podmuch iskier
Na jej łono
Gorący wrzask
Strzelać bez rozkazu
Bang bang
Strzelać bez rozkazu

Niebezpieczny ten, kto ból zna 

Przez ogień, który ducha spala 
Bang bang
Niebezpieczny jest dla spalonego dziecka
Ogień, który od życia oddziela
Gorący wrzask
Bang bang
Strzelać bez rozkazu
Twoje szczęście nie jest moim szczęściem
Jest moim nieszczęściem

We śnie...

dotykam twojej twarzy
w oczach widząc
kolor granatem okolony
dotykam słów duszy 
pisanych tęsknotą
przyszłości
minionych dni
dotykam ciebie
zamykając powieki
pod rzęsami
mieszkasz oddechem
przytulony
zakładam na oczy 
opaskę
by zbyt szybko
świt 
potykając się
budzącym dniem
nie zabrał mi
ciebie
wyrywając
dłoniom pragnienie
mojego ciała
w oknach duszy
położone

Bruno Di Maio - La sorte
(http://www.brunodimaio.com)

Ponad...

nie wierzę
że mogę oddychać
bez tlenu
twojej bliskości
zawartego 
moimi ramionami
wdechem i wydechem
odległości minut
nie wierzę 
w bezżar
małych i dużych tęsknot
położonych na parapecie
dłoni wyczekanych
nagle zapominam
o dziś, wczoraj czy za tydzień
o nieskończoności i mecie
smaku pomarańczy
z cynamonem
mogę wyrzec się
wina, czekolady
i czytania
nie myślę o muzyce
łóżku i zapachu fiołków
o świcie
mogę bez żalu przekreślić
gwiazdy i słońce
i wszechświat
mogę 
bo patrzysz na mnie
i cały świat mój 
zawiera się
w twoich oczach
więcej nic
nie potrzeba

Bruno Di Maio
(https://pl.pinterest.com/pin/262475484503709942/)
The Golden Shadow   Artist ~ Bruno Di Maio

sobota, 24 lutego 2018

Cichutko...

niby nic
się nie zmieniło
tylko
jakoś tak 
zakwitło
w śniegu bardziej
zapachem
moje serce
dotykaj mnie
miękkością jedwabną
oddechu
wzruszeniem głosu
gorączką
i strachem swoim
daj przytulić
ciepłem smutek
i zamyślenie oczu
dotykaj mnie sobą
ułóż moje życie
nagością
na łóżku siebie
tam będzie mi 
najbezpieczniej

Moje widzenie

Widzenie świata. Jest. 
Dla każdego inne - bo to na co patrzymy kształtuje. Kiedy delikatność i kruchość mam okazję oglądać budzi się we mnie czułość. Chęć ochrony i podziw... kiedy patrzę na agresję czuję złość, że marnuje się dobro... lub sama zaczynam uderzać... ja sama kształtuję masę plastyczną siebie. To co widzę jest mną. Dotknięte, zarysowane i albo unosi albo krzywdzi.
Codzienność uczy mnie pokory. Zrozumienia dla przestrzeni innych ludzi. Zupełnie innej niż moja, ale czy to znaczy, że gorszej? To, że nie rozumiem nie oznacza, że wolno mi. Zmieniać, oceniać, kopać. Patrzeć jest mi dane. To nie moja zasługa. Mój anioł często potrzebuje po otaczaniu mnie skrzydłami iść potem na wódkę do przydrożnego baru. Tam zdejmuje przykład aureoli i staje się zwykłością nieporadną. Za co mu dziękuję każdej chwili bo tak trudno dorosnąć do ideałów. A brudny rąbek wykrochmalonej kiedyś biało sukienki bardziej do mnie przemawia...  każdy ma anioła. Na jakiego zasługuje.
Nie jestem zbudowana z kryształu. Mam w sobie dużo więcej smoły niż jestem w stanie zaakceptować. Wciąż poznaję ile we mnie tego o co nawet siebie nie podejrzewałam... i sitem odsiewam ciągle. Pozwalam żebyś powiedział, pokazał, odkrył, zanegował. Ale nie jestem twoim mniemaniem. To tylko wrażenie ciebie jest.
Ja - to zbiór komórek, tkanek, uczuć, słów, genów, myśli, doświadczeń. Mną zaliczony do zawartości człowieka jakim przyszło mi żyć.
Kiedy połamie coś, zniszczy na zawsze pewien stopień wrażliwości nie zawsze da się odbudować. Stawiane zasieki potem, ogrodzenie pod prądem i tabliczki - zostaw, nie dotykaj, odejdź... boli. Ale ból to nie upadek sam w sobie. To zawsze krzyk lub przeklinanie. Nie uciekam przed nim. Pozwalam wybrzmieć choć rozrywa czasem jak po wybuchu granatu mury. 
Milczę. Bo nie ma słów do powiedzenia kiedy ciągi tylko z nich tworzone idą po drodze do twojego ucha nie trafiając. I są jak ciche mruczenie kota kiedy łasi się do stóp. Nikt nie zrozumie bo jestem dla swojego rozumienia potrzebna. I nie potrafisz jeszcze pojąć zupełnie, że ten kamień, który ciskasz w moim kierunku trafia w zwierciadło nie we mnie. Ale to nie ono jest winne temu co oglądasz. To oczy mają zniekształcony wymiar widzenia, bo perspektywa w nich zbyt wąska jest i pozbawiona koloru. Przypadek nie istnieje tylko potrzeba go tłumaczy. Ja już wiem. Jestem winna.
Ale tylko tego co sama podeptałam.
Słowa. Potrafią tak wiele... słyszę ciągle z różnych stron co cię nie zabije to cię wzmocni.
Cóż za bzdura kosmiczna na miarę niepoznanej zupełnie czarnej otchłani... moja ściana. Do której dochodzę tak często. I kolizja w zdaniach... bo mimo uderzania bez końca jakoś nie pękło, nie wyszczerbiło muru tylko stępiło ostrze mojej głowy. Błędy mówiące nauką po ich popełnieniu kiedy mierzę skutki konsekwencją. Latami... to co nie zabija poniewiera na całe pozostałe dni. Zmienia optykę i pozostawia nigdy nie sklejone. Nie nazywam tego wzmocnieniem tylko bliznami, które nigdy nie zejdą.
A teraz chcę żeby została mi w życiu ta miłość. Delikatna, która sztormem ogarnęła moje życie. Nieoczekiwanie.
Jedyna rzecz przed którą nie trzeba uciekać jest zamknięta w innych ludziach i mojej zgodzie na nich. Kiedy się otwierają - niezależnie jakim wnętrzem.
Wiem już... że cała esencja to pozwolić sobie na delikatność zapachu szeptu we włosach. Bo nie robię wszystkiego z myślą o tym szepcie, ale jest obecny we mnie niezależnie od tego co robię. Smakiem sensu.




Złapałam się na śnieniu o
Srebrze i złocie 
Jak w scenie z filmu
Którą zna każde złamane serce
Chodziliśmy w świetle księżyca
I przyciągnąłeś mnie do siebie
Po ułamku sekundy zniknąłeś 
I wtedy zostałam całkiem sama
Obudziłam się ze łzami w oczach
Byłeś przy mnie
Oddech ulgi
I uświadomiłam sobie, że
jutro wcale nie musi być nam dane

Więc będę cię kochać, jakbym miała cię stracić
I będę cię tulić jakbym się żegnała
Jakakolwiek nie będzie sytuacja
Nie będę brać cię za pewnik
Bo nigdy nie wiem kiedy, kiedy skończy nam się czas
Więc będę cię kochać tak jakbym miała cię stracić

W mgnieniu oka
Wystarczy szept dymu
Możesz stracić wszystko
Prawda jest taka, że nigdy nie wiesz
Więc będę całować cię dłużej, kochanie
Gdy tylko będę miała okazja
I wykorzystam ten czas, jak najlepiej
Na miłość po której nie będę niczego żałować
Więc wykorzystajmy trochę czasu by powiedzieć co chcemy
Zanim wszystko co mamy zniknie
Nie, jutro wcale nie musi być nam dane
Więc będę cię kochać jakbym miała cię stracić (...)

czwartek, 22 lutego 2018

proszę, nie zgub mnie

przerastam ostatnio 
swoje mniemanie o sobie... 
niepięknie tak 
jak tylko można
i boli czasem
że nie ma
choć jest
a dziś
chciałabym
położyć siebie
na twoim ramieniu
i skrócić myśli
o głowę
by tylko czuć
jak idziemy 
na spacer
dłońmi po łące
ciepłem skóry kwitnącej
opowiem ci
krokami oddechu
jak nam jest
w mojej wyobraźni
kiedy nocami
zaspokajam głód
tego
co jest niemożliwe 

Michael Cheval - Pearl Harmony
(https://www.pinterest.co.uk/pin/841539880341808333/)
Michael Cheval - PEARL HARMONY - Oil on Canvas

Popiół

bolą mnie palce
moich słów
odciskane zbyt długo
na twoim ciele
urosłą we mnie agresją
w kącie gdzieś
zapadłym
w otchłani
mojego piekła
skulone człowieczeństwo
kona
brakiem miejsca
do wegetacji
dusza
zamknęła oczy
by zniknąć
ale widzi wyraźnie
plastik odbicia
w tafli studni
bez dna
wypadłam
z potłuczonych naczyń
krwionośnych
nie sączy się krew
zanik funkcji życiowych
w rozkładzie
i tylko skrzydła
w środku wrośnięte
tłuką się żałośnie
o pręty żeber 
ślady na tobie
palą
na popiół echem
we mnie

Tomasz Alen Kopera
( https://galeria-quantum.pl/?attachment_id=440)
 Podobny obraz

niedziela, 18 lutego 2018

Nie słuchaj to do mnie

Jest we mnie tyle słów niewypowiedzianych, które kwitną znaczeniami w mojej głowie. I boję się, że ich nie zobaczysz kolorem moich oczu, a ja noszę w sobie nieumiejętność określania ich głosem. 
Kiedy żyję patrząc na siebie i na ludzi mijanych korowodem czasu, w pośpiechu lub z uwagą umyka mi tyle istotnych spraw. Bo ciągle jest pobieżność i pośpiech, bo zaczynamy żyć w świecie nierzeczywistym, cyfrowym, który rośnie coraz bardziej niczym ciasto drożdżowe w piekarniku ciepłem. I nawet kiedy nie chcę to i tak w promocji dostaję do telefonu tablet lub do czytnika smartfon - byleby tylko związać mnie niewidzialną siecią jak pajęczyną opleść i dać się pochłonąć niczym mucha rosiczce - dobrowolnie i z radością zanurzając się w jej soku słodko wabiącym, paraliżującym coraz bardziej wolę. Tam w tych rzędach cyfr mogę wszystko - bo nikt nie wie kim jestem... dowolność - mogę kopać, uderzać, wyżywać się, obrażać, wyzywać, odkręcać kran i wylewać frustrację bo i tak mnie nie znajdziesz. Nic o mnie nie wiesz, nic nie wiem o Tobie - ale po Twojej wypowiedzi wiem, że mogę rzucić kamieniem bo niezgodna jest ze mną. Kiedy w nocy obserwuję poświatę niebieskiego światła okien zastanawiam się ile domowych ołtarzyków do oddawania kultu systemowi, który pochłania jak żarłoczna gąsienica liście fal mózgowych i przerabia na kukły zdalnie sterowane, służy zastąpieniu relacji międzyludzkich. Bo łatwiej włączyć i śledzić ze szklanego ekranu niż tworzyć coś samemu. Bo myślenie boli a rozmowa wymaga argumentów i kultury. Robotyka zmierzająca do tworzenia sztucznej inteligencji, która czuje, bo ludzie zaczynają nie czuć coraz mocniej... substytuty wieczne...
bo łatwo mijać nieuwagą na ławce kogoś kto leży - bo nie moja sprawa, bo się upił, bo jest brudny, bo kłopot, bo nie mam czasu, bo wcale nie widziałam... Bo łatwiej opluć i ocenić jednoznacznie niż pochylić się przez chwilę. Niezdrowe relacje, toksyczność świata uczuć i brak...
A wystarczy tak niewiele. Taki moment, który coś odbiera, który zmienia nasze widzenie i skraca dystans do siebie, kiedy widzimy kruchość egzystencji bez żadnej możliwości wpływu nagle zmienia się wszystko. Zatrzymanie w chwili, w przestrzeni, na powierzchni i czucie połączenia jedynego w swoim rodzaju. Przestają być ważne te wszystkie okazje na jakie czekam. Te rzeczy odkładane na później. Te minuty, które kiedyś dadzą czas na realizację odłożonych do szuflady spraw. Na kiedyś. Bo to kiedyś nagle staje przede mną i mówi dziś albo nigdy.
I nagle widzę, że to dziś jest specjalną okazją do powiedzenia, że Cię kocham, do pokazania chmur o dziwnym kształcie i wróbli kłócących się na drzewie, do wsunięcia dłoni w dłoń by poczuć ciepło i do przeczytania Ci tego fragmentu książki, który właśnie mnie zachwycił, do podzielenia się okruchem chleba, do powąchania zapachu bzu i smakowania lodów o niezidentyfikowanym kolorze, do ugotowania dla Ciebie zupy, którą lubisz i podania Ci szklanki wody. Do słodyczy życia, która ukryta jest w codzienności. Takiej jaką tworzymy sami.

brakuje mi
ciepła ludzi
mijających każdego dnia
na ulicy
spuszczeniem oczu
lub złością
na ustach
ulepionych
z papierowych wycinków
gazet
w których
nie ma życia
empatia umiera
na krzyżu
rozpięta obojętnością
nie znasz mnie 
wcale
a jednak
przebijasz gwoźdźmi
nadgarstki
moich zdarzeń
w złudzeniu
że ci wolno
wszystko
złam mi kark
nadstawiłam przecież
nieposłuszeństwem
wobec twoich sądów
a potem
z dumą patrz 
w swoje oczy
martwym  odbiciem

Michael Cheval - Circle Of Time
(https://www.pinterest.co.uk/pin/818599669739843241/)
Michael Cheval - CIRCLE OF TIME - Oil on Canvas

sobota, 17 lutego 2018

Szeptem pisane

to za mało
więc powiem jeszcze
że kocham troskę
przynoszoną mi w dłoniach
czułością ciepłych
bez rękawiczek
i herbatę
w czajniczku na stoliku
pretekstem zaparzoną
oraz dni za krótkie
minutami pośpieszne 
biegnące za szybko
pełne bliskości
negliżem tak intymnym
że budzi wstyd rumieńca
na odległość oddechu
kiedy znaczenie ma tylko
zapach
miłości spijany z ust
niepoczytalnych
z szaleństwa gorączki
bo można sycić się
przez chwilę
pulsem i sensem
dotykając duszy
kiedy
mój świt budzi się tobą
i noc tobą zasypia

Tomasz Alen Kopera - K16
(https://www.arteclat.com/gallery/)

Bandaż

wpół do kroku 
ciszy
godzina
oplatam pajęczyną
myśli
kokon głowy
by się nie rozpadła
bólem
strachu
co więzi oddech
roztrzepotanym ptakiem
bo zwykłość chwili
przygwoździła emocje
rozpięte
ramionami bezradności
oniemiała w słowotoku
przelewam
w naczyniach połączonych
z pustego
w próżne
rozbijając ściany
popękały
tkanki miękkie
w duszy
teraz ciało
krzyczy
brakiem tlenu
zrób mi
transfuzję uczuć
milczeniem 
zasznuruję usta

Tomasz Alen Kopera - DR02
(https://www.facebook.com/tomasz.alen.kopera)

środa, 14 lutego 2018

Szarość bajki

Duszę się. Tak jak już dawno nie miałam... duszę się całkowicie i nic nie pomaga rozpięcie koszuli, otwarcie okna ani nawet czerpany garściami tlen. Nie ma go w powietrzu - jest tylko ołów ciekły co przelany pojemnością płuc zastyga i przygniata do podłoża.
Znowu ktoś mi mądrze powie - zmień to...
(****) chce mi się krzyczeć z pasją szewską, do zmęczenia, do przewleczenia trzewi tak by wyrwało ze mnie całą mnie, rzuciło o ścianę i pogruchotało wszystkim w komplecie. By potem nie było co zbierać, by nie zostało nawet echo. Pył. Nic. 
Jak mam wyrzucić z siebie to co przytłacza...
Jak mam choć raz nie sama... Półprawdy, półobecności, półmyśli... bo całe zbyt wbijają się w świadomość... więc koc znów. Zaciągnięty nie grzeje...i nikogo...
Rozdrapuję powłokę i wyrywam potrzebę... ale wraca. Wciąż wraca, jakby nie rozumiała, że nie chcę. Wylewam zimną herbatę - wystygła. Też nie robi różnicy.
Za dużo czuję... za bardzo jestem. Cieniem położona kiedy trzeba wychodzę... a dla mnie?
Każdy ma takie dramaty na jakie zasłużył i sam sobie stworzył. Ja też. Jestem złym człowiekiem. Wiem...
Co mam zrobić, by skamienieć? Miłość dotyka najbardziej zostawiając siniaki...
Dławię się ciszą, przełykając kolejne dni... z uśmiechem...
na jaki kompletnie mnie nie stać.

Vincente Romero Redondo 
(https://www.pinterest.com.au/pin/480126010269009298/)
Art by Vicente Romero Redondo

poniedziałek, 12 lutego 2018

Bez końca

nadzieja
tkwi zadrą 
włożona w szprychy
rozumu
między tym
co jest
a czego nigdy nie będzie
stoi z obłędem
w oczach
jak dziwka pod latarnią
kusi
oferując złudzenia
tym 
co za ostatnie pieniądze
chcą kupić chwile 
wytchnienia 
a ona
szarpie, głaszcze,
mami, prosi
wyrywa, pieści, 
obiecuje, dusi
jak suka zajadle 
wgryza się w krtań
biorę młotek
walę
gdzie popadnie
umiera

spokój
cisza

oddycham z ulgą
i nagle
słyszę jej śmiech
w najbardziej zapadłym kącie
piwnicy
w mojej duszy
kpi
uczepiona żeber

Peter Gric - Dissolution of Ego VI
(http://www.gric.at/gallery/gallery.htm)

Powietrze przesiąknięte...

moja tęsknota
mieszka dziś
na szyi
tuż pod lewym uchem
w tym miejscu
gdzie kształtem
pasują twoje usta
których dotyk
warg
przyprawia mnie
o zatrzymanie świata
kołowaniem nagłym
drżenia kosmosu
zamykam oczy
by nie oszaleć
a rozsądek
szuka ratunku
na próżno

Michael i Inessa Garmash - Lonely Moment
(https://www.pinterest.co.uk/pin/304204149804511578/)
Lonely Moment

niedziela, 11 lutego 2018

Chcę...

tli się
we mnie
ogień rozpalony
tęsknotą
za pochłonięciem totalnym
do utraty zmysłów
do nierównowagi rzeczywistości
do zatarcia wagi
by targnęło
do samego dna
lub bardziej nawet 
porwało
jak huragan
rozrzuciło w kawałkach
malutkich
brokatem gwiazd
spadających w nocy
spełnieniem
rozkwitłym dla mnie
w ogrodzie
kwiatem
twojego istnienia
zapachem odurzającym
tak
że tylko usta 
chce się zanurzyć
i pić zachłannie
spojrzenie twoich oczu
utonę
bez wahania

Victor Bauer - Ocean Breeze No 20 
(http://www.victorbauer.com)
Podobny obraz

Siódme - nie kradnij

oswajała lęki
bez zrozumienia
nie chciała dzielić
bólu
upodlenia walką
słabości
z premedytacją przemyślaną
odpychała
raniła 
uciekała
łykając białe tabletki
napełniając żyły
trucizną kroplówki 
promieniami ciepła
zimnego
ćwicząc kolonię 
rozrosłą
co zabrała jej dom
czterech ścian człowieka
jakim kiedyś była
myślała
czesząc resztki
wypadających włosów
jak oszczędzić
wszystko co kochała
na białym stole
z pięknym obrusem 
i świąteczną zastawą
ustawiła
skostniały lód 
swego serca
z przyprawą bezpotrzeby
lecz stopniał
kiedy ciepło rąk
dotknęło bliskością
czułą
oczu wpatrzonych
w naczynie
jej zawartości
zrozumiała
że najważniejsze jest
pozwolenie 
na wspólnotę
trudnych doświadczeń
by poznać prawdę
smaku życia
bez okradania go
z miłości
wtedy umiera
strach samotności

Peter Gric - Attachment
(http://www.gric.at/gallery)

sobota, 10 lutego 2018

Milczeniem zaznaczone

lubię ciszę
bo nie zakłóca
żaden 
kiedy żyletka
dotyka 
mojej skóry
umieranie
wymaga dyskrecji
intymnej
nie przeszkadzać
tabliczką na klamce
powieszone
ale i tak
przecież
nie pcha się nikt
z ciekawością
bo reakcja
wymaga odwagi
spojrzenia
w moje oczy
prawdziwe
i silnej dłoni
co utrzyma
kruche posady
mojego pęknięcia
odejdź aniele
nieumiejętny
jak ja
z pomiętymi skrzydłami
nie reaguj
nie powstrzymuj
nie zrozumiesz
to nie tchórzostwo
tylko oddech
zwątpienia
a ja zmartwychwstanę
już za chwilę
do swojej codzienności
kolejny raz

Tomasz Alen Kopera - C03 
(http://alenkopera.com)