sobota, 17 marca 2018

Kiedy jestem sama z cieni zaplatam warkocze

Ludzie... chyba do nich nie należę bo ja - bez celu jestem i bez nazwy zupełnie. Położona na ramionach patrzę w niebo - czy istnieje taka otchłań, w której będę pasować. Gdzie anioły są niedoskonałe swoją chęcią zbliżenia do człowieka... zdejmują aureole i brudzą sukienki wchodząc na drzewa bo najwyżej w ich koronach można spotkać słodycz owoców i piękno widoków. Umorusane lukrem zlizywanym z pączków bo tak smakuje najlepiej. Wpatrzone z zachwytem w kałużę bo odbija wiernie niebo a jest pod nogami i można ją rozchlapać... bezkarnie.
Ludzie... tak obcy dla mnie. Bo nie umiem rozmawiać o kolejnym odcinku serialu, ani o skokach. Nie wiem za dużo o sąsiadce z 7A ani o nowym przekręcie sąsiada co kupił właśnie kolejne auto. Nie rzucam się do gardła o poglądy polityczne. Może wcale nie umiem rozmawiać. Wolę ciszę z nosem w książce - jak to dziwadło z lat szkolnych...
Ludzie obecni zawsze przy sensacji i zamknięci hermetycznym znieczuleniem kiedy obok rozbija się serce. Z wybuchem petardy... głusi zupełnie bezmyślnością współczesności.
Mam w sobie rozdarcie. Dniem codziennym bez wyjątku. I noszę w duszy kamienie różnego kalibru. Zwalniam... by powoli czuć każdy krok jaki stawiam. Bo ślady będzie trudno wymazać. Mam też nieufność. Jak bezdomny kot co skrada się po płocie do wróbla. I umieram tysiąc razy choć z uśmiechem na ustach... nie widzi żaden więc.
Silna... słucham przez całe życie. I nie wie nikt jak bardzo siła kosztuje. Rachunkiem. We wszystkich chwilach zwątpienia, upodlenia, zdeptania... kiedy leży się i modli by już nie było. Przeszło, podeptało, zgniotło i wyrwało... zniszczyło, zabiło. Zabrało sobie wszystko co chce lub nawet nie wie że chce by wzięło i przestało. A potem jest długa cisza. I wahanie.
Jak postawić pierwszy krok.
Czasem. 
Chciałabym stanąć na polu pełnym zboża i patrzeć w niebo. Bez słów. W głowie, na ustach, we mnie. Pusta nazwami i znaczeniami. Tylko widzieć i czuć. Być w jedności. Bez całego bagażu mózgu. Bez przetwarzania i wkładania w słoiki kolejnych pojęć, terminów, zwrotów. Tylko być.
Nie chcę serduszek i pocztówek ze słońcem ani pierścionka od kataryniarza. Chcę żebyś wybrał się ze mną na spacer. Po moich cieniach. Tam gdzie nikt nie zagląda. Bo tam gaśnie każde światło i jest zimno... tam...
mnie pokochaj.

Tomasz Sętowski - Zaginiony statek 
(http://www.setowski.com)

4 komentarze:

  1. Kiedyś usłyszeliśmy z mężem najlepszy komplement od syna gimnazjalisty: ale wy macie nudne życie, tylko siedzicie i książki czytacie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudne.:-)
      Chciałabym dysponować taką ilością czasu, by wyczytać to wszystko co leży i czeka w kolejce...

      Usuń
  2. Ależ pięknie.
    Wiesz - ja też zaplatam warkocze z cieni - chociaż obcięłam je gdy skończyłam 18 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy nosi w sobie cienie... moje są długie bardzo.
      A warkocze na włosach lubię do dziś i czasem zaplatam.

      Usuń