Może tak mi już pisane. I tak dziwnie jest, że czasem boli mnie serce od niedotyku. A czasem nadmiar jest taki, że zalewa po ostatnie pęcherzyki płuc i już nie można oddychać wcale. Wylewa się zewsząd jakby potop nadszedł.
Może nie umiem dokonywać prostych wyborów. Jednoznacznych. I tylko własną krzywdą potrafię... a potem żal mam. Nie wiem do kogo. Że się dzieje to, co wiedziałam, że nadchodzi.
I stoję na tej skarpie patrząc w dół i przecież wiem, że spadnę. Nie ma barierek. Patrzę na piękno pionowych ścian.
Doskonałość - jak obcy smak ma to słowo wkładane mi od najmłodszych lat szuflami rozpalonych węgli prosto do serca. Dążenie do tego co perfekcyjne, przekraczanie, przekształcanie, naginanie, by dopasować, pokonać, walczyć...
Może nie umiem dokonywać prostych wyborów. Jednoznacznych. I tylko własną krzywdą potrafię... a potem żal mam. Nie wiem do kogo. Że się dzieje to, co wiedziałam, że nadchodzi.
I stoję na tej skarpie patrząc w dół i przecież wiem, że spadnę. Nie ma barierek. Patrzę na piękno pionowych ścian.
Doskonałość - jak obcy smak ma to słowo wkładane mi od najmłodszych lat szuflami rozpalonych węgli prosto do serca. Dążenie do tego co perfekcyjne, przekraczanie, przekształcanie, naginanie, by dopasować, pokonać, walczyć...
Poparzyło i zostawiło blizny niezmywalne i wzór, do którego nigdy nie będę gotowa nawet dorosnąć. Ale czy kiedykolwiek chciałam...
Linijka przyłożona do kruchości moich dni i zbyt krótkiego zegarka w nocy, by wyrzucić z siebie cały żal. Bezsenność stała choć czasem udaje się ją oszukać. I wtedy przychodzą sny. Te same od lat. Które są tak dalekie... i słodkie jak krem waniliowy wyjadany wprost palcami z pucharu. Przez chwilę. A potem pobudka. Nadszedł kolejny dzień.
Zaraz potem czuję popękane kolana ale nic, to nic... poza wnętrzem wiatru.
On rozdmucha cały ból, uniesie w przestrzeń, gdzie nie będzie potrzebne myślenie
i będę w takim świecie, gdzie brak znaczenia jest atutem, by móc unosić się na smugach oddechu jak piórko zgubione od niechcenia.
Trzeba zapomnieć. Wyczyścić pamięć i wyrzucić zbędne pakunki. Pozamiatać i umyć podłogę. A może i okna. Otworzyć na oścież wreszcie. Poprzestawiać myśli i tęsknoty. Napełnić się tym, co możliwe i przestać... ale co zrobić z głupotą serca, w którym wciąż mieszka zieloność. Zapachem trawy o świcie zbieranym bosymi nogami.
Za dużo.
Myślę.
Czuję.
Za mało.
Wiem.
I jak nauczyć się. Braku wstydu.
By zacząć żyć...
Życie podkłada nogę, okalecza, amputuje... czasem nieustannie prowadzi pod górę. Stoję i patrzę w dół. I wiem, że nie chcę jeszcze.
Nie kochałam przecież wystarczająco długo.
Jeszcze nie.
Rob Hefferan
https://www.robhefferan.net/gallery/new-works/
Trzeba zapomnieć. Wyczyścić pamięć i wyrzucić zbędne pakunki. Pozamiatać i umyć podłogę. A może i okna. Otworzyć na oścież wreszcie. Poprzestawiać myśli i tęsknoty. Napełnić się tym, co możliwe i przestać... ale co zrobić z głupotą serca, w którym wciąż mieszka zieloność. Zapachem trawy o świcie zbieranym bosymi nogami.
Za dużo.
Myślę.
Czuję.
Za mało.
Wiem.
I jak nauczyć się. Braku wstydu.
By zacząć żyć...
Życie podkłada nogę, okalecza, amputuje... czasem nieustannie prowadzi pod górę. Stoję i patrzę w dół. I wiem, że nie chcę jeszcze.
Nie kochałam przecież wystarczająco długo.
Jeszcze nie.
Rob Hefferan
https://www.robhefferan.net/gallery/new-works/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz