sobota, 28 grudnia 2019

Po cichu

Bosa do ciebie przyszłam. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że lubisz moje stopy. W tej czerwonej sukience, którą wiatr tak lubi gonić na brzegach podwijając. Nie miałam ze sobą zbyt wiele… tylko buzię pełną piegów, głowę w rudościach kasztanów, serce z pustym miejscem do pokochania i całą walizkę blizn. Stanęłam nieśmiało w kącie i nie umiałam nawet powiedzieć ci, że to ja. Ta, na którą czekasz. Bo… przecież nie miałam nic. Tylko siebie. Patrzyłam na odbicie mojego nieszczęścia w lustrze twoich oczu, gdy szukałeś we mnie zapomnianego błękitu. W jakiś sposób mnie poznałeś i wiedziałeś, że stalą kryję całą miękkość zakopanej głęboko czułości. Znałeś mnie od zawsze i zachwytem wypełniłeś niepewność. I kiedy przygarnąłeś do swoich ramion wszystkie moje smutki i zbyt duże myśli, które pełne były czerni nagle kolorami rozkwitły motyle. Uwierzyłam. Że ruch ich skrzydeł otwiera dla mnie niebo. 
Oddechem ogrzałeś mi stopy. Niespotykanym ciepłem, przy którym tak łatwo jest zapomnieć i spalić w nim wszystkie niepotrzebne chwile zamierzchłej przeszłości. Po jednym szwie, cierpliwie i z delikatnością rozpruwałeś ślady nieumiejętnego łatania, na moim sercu założonego, by miejsce po nich wypełnić miękkością swoich ust. Jakbyś chciał zmazać wszystko, co wydarło mi siebie i podeptało niewinność tworząc zbroję. Jakbyś chciał, by narodziła się we mnie pewność, że jestem warta kochania. Taka zwykła, szara i bez posagu wniesionego całym stosem dóbr doczesnych, z głową pełną chmur, niebieskich migdałów i słoni różowych, z dłońmi szukającymi dotyku na tobie i z domem dla ciebie w moim sercu.
Czasem jestem niemądra i zbyt dużą wagę przywiązuję do rzeczy tak mało istotnych, które urastają w głowie do sedna i przykrywają przez moment ostrość widzenia. A przecież najważniejsze jest, by być. W pełni i zawsze – zawłaszcza wtedy, kiedy coś się rozsypało jak czas teraz, który nie chce wrócić do stanu pożądanego. Być. Bo nawet kiedy milczę wiesz o tym, że jestem blisko. Wiesz, prawda?
Bo moje bose stopy i twoje usta od zawsze istniały dla siebie. A nasz dom bukowy, pełen zapachu i słońca tworzy się w nas wzajemnie. I choć czasem istnieje wrażenie, że wiązadła są zbyt wątłe i tyle zawieruch na zewnątrz panuje ponurych, to fundament jest wytrwały. Korzeniem silnym wrośnięty. 

Czekam więc, aż przyjdziesz do mnie bosy i podasz mi ciepło swojej dłoni zapraszając na spacer. Wtedy rzucę wszystko, założę sukienkę i pójdziemy. Pójdziemy łąką, tam gdzie się kończy horyzont a za nim… czekają dwie szklanki pełne herbaty na stole w wiśniowym sadzie z widokiem na przyszłość.

Maria Magdalena Oosthuizen
https://pl.pinterest.com/pin/358247345357767337/

6 komentarzy:

  1. Rozkochać się można w tych słowach. Tylko obrazek nie wyobraża kasztanowłosej. Ale może to po prostu cień zabrał iskierki z kosmków, tak jak piegi zabrało odwrócenie się do nas plecami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obraz jest adekwatny - tylko zacieniony, odwrócony, schowany... skryty jak nieśmiałość pierwszych kroków ku sobie. :-)

      Usuń
  2. "którą wiatr tak lubi gonić na brzegach podwijając" - zdanie które mnie porwało. I tyle innych słów puchowych...
    'Czasem bywam niemądra' - zupełnie jak ja. Dobrego dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że znalazłaś u mnie puch - niech otula. Dobrej nocy.

      Usuń
  3. czasami myślę, że potrafisz przeczytać każde serce, jeśli tylko pozwoli Tobie zbliżyć się do siebie. I nieważne, że masz tylko piegów garść i walizkę blizn. to bardzo dużo. tyle tego do poznania. oby życia nie brakło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa... aż mnie onieśmieliło...
      Przeczytać serca chciałabym umieć.

      Usuń