Czekam na wypadek, który czołowym zderzeniem lub wykolejeniem mógłby wreszcie uwolnić. Mnie od siebie. Niepokój ma gębę i oczy ogromne, którymi patrzy prosto w serce wylotem broni palnej. Powoduje brak pulsu. Dziwne, że ciągle oddycham. Żyję? Wszystko staje
się ścianą kamieni. Spadam w otchłań. Strącona bezskrzydła istota spuchnięta od
chęci bycia kochaną. Ciężar w okolicy mostka dusi coraz mocniej ale nadal nie
umieram. Nadal-kurwa-nie-umieram. Potem jest już tylko powłoka. Strachu.
Pokrywa mnie jak łuska rybę.
Huśtawka kolejny raz się unosi i spadam. Przekładnią dni. Jednakowo podobnych pustką w środku. Nie będąc nikim istotnym, by mną coś zasiedlić.
Loui Jover
https://www.facebook.com/lojoverart/
masz niepokojący dar do drabbli, które szarpią duszę.jednak nie wiem, czy zazdrościć.
OdpowiedzUsuńPo co zazdrościć - Ty masz talent do pisania bardzo różnych rzeczy.
UsuńW moim obecnym nastroju jak znalazł...
OdpowiedzUsuńPrzytulam zatem ciepło.
Usuń