czwartek, 3 grudnia 2020

Pusty talerz

Naiwna jestem wciąż. Za ciasno mi jest w elektronicznym ubranku dnia powszedniego. Nie pasuję. Zbyt opasła w uczucia i tęsknoty. Gapię się w szare komórki jakby to były gwiazdy - z zachwytem. A tam przecież  chaos zupełny panuje. I czarne dziury. Marzę o rzeczywistości takiej prawdziwej bez tych wszystkich połączeń niebieskich ekranów. Podarujesz mi dziś dzień? Tak jak tą garść cukierków parę dni temu - nieoczekiwaną zupełnie. Zachwycona wpakowałam sobie wszystkie do buzi jakbym się bała, że nie są dla mnie. Że znikną, bo może mi się tylko przyśniły... ale były. Słodyczą pokryły całą przestrzeń w sercu. Marzę o twoich dłoniach z tym przytuleniem, którego ciągle jestem głodna. Ale dziś się nie zdarzy, dziś się nie nakarmię. Nie ukoję.

Szczęścia zdarzają się różne. Ty przypadłeś mnie, więc dlaczego płaczę. Mamy przecież wszystko, a ja siedzę teraz sama. Z przylgniętym do mnie wilgotnym strachem. Bo co, kiedy stracę wartość jaką dla ciebie jestem. To, co ci się we mnie tak podoba - kiedy dłonie znajdą tylko pustkę i brak. Kiedy przestanę być tym, czym mnie definiuje płeć. Co wtedy? Czym się stanę...

Boję się wiesz? To oplata mnie całą. Ale uśmiecham się, bo przecież nie będziemy o tym rozmawiać. Rozkminiać i nie daj boże przeżywać. Twardym trzeba być. Tylko wiesz... ja wcale taka nie jestem. Nie potrafię. I kiedy śpią już wszyscy, którzy potrzebują mnie jako spoiwa, ja się wtedy zupełnie rozwarstwiam. Układam siebie i piszę od nowa te wszystkie możliwości. Ale nie umiem przecież, bo pisarz ze mnie żaden. Jestem słaba. Nie uratuję nikogo. Nie uratuję siebie. Nie potrafię i noszę w sobie strach, niewiedzę, a czasem widzę śmierć. Nie jest straszna. Dużo straszniejsza jest samotność. Przed nią też się nie uratuję. Tyle rzeczy nie umiem. Taka właśnie jestem prawdziwa. Człowiek jest dziwnym tworem - wydaje mu się, że bogiem jest nieśmiertelnym, ale przecież nie ochroni siebie przed zagładą, nałogiem ani nawet przed złudzeniami. 

Nie chcę przegapić. Wiesz? Nie chcę przegapić tego całego sensu jaki w nas jest. Wypełnieniem. Pewnie dlatego nie umiem milczeć i wolę rozmawiać. Nie da się uporządkować nic, kiedy pod dywanem tyle śmieci leży. I chcę móc mówić o tym, że mnie boli, że ciebie... bo to ważne, wiesz? Ważne, żeby nie bać się rozmowy. I żeby słuchać, bo kiedy się rozprasza, zagaduje i snuje dygresje umyka coś niezauważalnego, zostają tylko puste dłonie. Zimno jest wtedy tak, że nawet koc nie grzeje. 

Moje serce wyświechtane niczym dworzec kolejowy - przychodzili, odchodzili, na gapę, bez biletu... no i popsuł się zamek w drzwiach. Jednak znalazłeś możliwość, by wejść. Chyba oknem. Razem z powietrzem przewietrzyłeś mi komory i przedsionki. Wychodzę więc znów i zostawiam myśli. Stoję bezbronna i czekam. 

Nie zamykając niczego wypatruję powodów... wyludnionym sercem. Przyjdź już proszę.


Wiliam Oxer
https://williamoxer.com/

2 komentarze:

  1. to musiała być bardzo długa noc. może poranek jakoś zrekompensował ogrom nocy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez nocy nie byłoby dnia. Czasem potrzeba zaciemnienia...

      Usuń