Naiwna jestem wciąż. Za ciasno mi jest w elektronicznym ubranku dnia powszedniego. Nie pasuję. Zbyt opasła w uczucia i tęsknoty. Gapię się w szare komórki jakby to były gwiazdy - z zachwytem. A tam przecież chaos zupełny panuje. I czarne dziury. Marzę o rzeczywistości takiej prawdziwej bez tych wszystkich połączeń niebieskich ekranów. Podarujesz mi dziś dzień? Tak jak tą garść cukierków parę dni temu - nieoczekiwaną zupełnie. Zachwycona wpakowałam sobie wszystkie do buzi jakbym się bała, że nie są dla mnie. Że znikną, bo może mi się tylko przyśniły... ale były. Słodyczą pokryły całą przestrzeń w sercu. Marzę o twoich dłoniach z tym przytuleniem, którego ciągle jestem głodna. Ale dziś się nie zdarzy, dziś się nie nakarmię. Nie ukoję.
Szczęścia zdarzają się różne. Ty przypadłeś mnie, więc dlaczego płaczę. Mamy przecież wszystko, a ja siedzę teraz sama. Z przylgniętym do mnie wilgotnym strachem. Bo co, kiedy stracę wartość jaką dla ciebie jestem. To, co ci się we mnie tak podoba - kiedy dłonie znajdą tylko pustkę i brak. Kiedy przestanę być tym, czym mnie definiuje płeć. Co wtedy? Czym się stanę...
Boję się wiesz? To oplata mnie całą. Ale uśmiecham się, bo przecież nie będziemy o tym rozmawiać. Rozkminiać i nie daj boże przeżywać. Twardym trzeba być. Tylko wiesz... ja wcale taka nie jestem. Nie potrafię. I kiedy śpią już wszyscy, którzy potrzebują mnie jako spoiwa, ja się wtedy zupełnie rozwarstwiam. Układam siebie i piszę od nowa te wszystkie możliwości. Ale nie umiem przecież, bo pisarz ze mnie żaden. Jestem słaba. Nie uratuję nikogo. Nie uratuję siebie. Nie potrafię i noszę w sobie strach, niewiedzę, a czasem widzę śmierć. Nie jest straszna. Dużo straszniejsza jest samotność. Przed nią też się nie uratuję. Tyle rzeczy nie umiem. Taka właśnie jestem prawdziwa. Człowiek jest dziwnym tworem - wydaje mu się, że bogiem jest nieśmiertelnym, ale przecież nie ochroni siebie przed zagładą, nałogiem ani nawet przed złudzeniami.
Nie chcę przegapić. Wiesz? Nie chcę przegapić tego całego sensu jaki w nas jest. Wypełnieniem. Pewnie dlatego nie umiem milczeć i wolę rozmawiać. Nie da się uporządkować nic, kiedy pod dywanem tyle śmieci leży. I chcę móc mówić o tym, że mnie boli, że ciebie... bo to ważne, wiesz? Ważne, żeby nie bać się rozmowy. I żeby słuchać, bo kiedy się rozprasza, zagaduje i snuje dygresje umyka coś niezauważalnego, zostają tylko puste dłonie. Zimno jest wtedy tak, że nawet koc nie grzeje.
Moje serce wyświechtane niczym dworzec kolejowy - przychodzili, odchodzili, na gapę, bez biletu... no i popsuł się zamek w drzwiach. Jednak znalazłeś możliwość, by wejść. Chyba oknem. Razem z powietrzem przewietrzyłeś mi komory i przedsionki. Wychodzę więc znów i zostawiam myśli. Stoję bezbronna i czekam.
Nie zamykając niczego wypatruję powodów... wyludnionym sercem. Przyjdź już proszę.
Wiliam Oxer
to musiała być bardzo długa noc. może poranek jakoś zrekompensował ogrom nocy?
OdpowiedzUsuńBez nocy nie byłoby dnia. Czasem potrzeba zaciemnienia...
Usuń