wtorek, 11 września 2018

nocne widzenie

Siedzę i patrzę. Jak kapie wąską stróżką po nodze się toczy. Spada, zakłócając zieleń trawy. Nadmiarem innego koloru i gęstością. Szczypie...
Ogrzewam dłonie świecą, nie parzy. Cień od poświaty wabi owady. Brzęczą złudzeniem... oczy mi się lepią nadmiarem emocji. Pewnie z nieba wyglądają jak gwiazdy pełne światła, jeśli tam po drugiej stronie lustra wszechświata coś żywego patrzy jak ja w chmury... a to tylko prywatna produkcja soli w płynie jest na tafli, bez wycieraczek co się zepsuły. To nie konstelacja ani droga mleczna, którą czerń nocy jak kot się skrada, by patrzeć... zaglądać w okna śpiącym ludziom.

Bezsenność ukradła mi  nieważkość myśli. Kanciaste i twarde wypełniają poduszkę gadaniem, od którego boli głowa. Chaos i rwetes jak na placu zabaw...
Herbata w kubku wystygła już całkiem i ziębi palce, choć nadal pachnie delikatnie jaśminem. Pudełka pamięci pełne karłów - na sprężynach skaczą nieproszone. Pajace czasów minionych o piętnie zostawionym, co nadal pali choć już ciało zabliźnione. Moje paranoje dotykiem szorstkich dłoni na szyi... nowych palcami długimi. Proszę o cud. Niepamięci. 

Puste łóżko, pusty pokój, puste cztery ściany. Puste w oswojenie miasto, gdzie jestem nie u siebie. Bez korzeni, bez gałęzi osiadła na mieliźnie jak statek bez steru. Szklany ekran, do którego mówię literami. Wysłucha cierpliwie. A ja będę milczeć o przemijaniu, przeoczeniu, rozmijaniu... 
I dokąd tak biegnę... po co?  
Miałam ogród hodować, rabatki i kwiatki bez chwastów. Dokonywać wyborów właściwych - dobrych ludzi, dobrych dłoni, dobrych serc... nauczyć się. Dotyku bliskiej osoby i tego jak śpi. Kiedy jest bezbronny najbardziej. I najbardziej ufny. Mój...
Wziąć teraz telefon i żebyś odebrał. Wtedy powiem ci jak przegrywam wojny, jak mi się nie udaje, jak bolą mnie plecy, bo za dużo... jak za daleko jesteś. A ja czekam aż przyjdziesz i uratujesz kolejną rzecz, która mi się nie udała. Bo ty umiesz. Ale nie dzwonię. Nie mówię. Nie patrzę. Nie wolno.

Świat dorosłych nie dojrzał do najprostszych rozwiązań. 

Zamykam oczy na klucz i zza opuszczonych rzęs podziwiam piękno czarnego aksamitu rozlanego nad światem.
Zimno już. 
Jesień zapachem powoli klei się do rąk i ud.

Loui Jover
(https://pl.pinterest.com/pin/501025527290700525/)
"times" Posters by Loui Jover | Redbubble-Loui Jover / Debbye Reis Collection

2 komentarze:

  1. Niemoc dzielenia się radościami i porażkami to oznaka prawdziwej samotności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem. Czasem chodzi swoimi ścieżkami jak kot, a czasem wiernie siedzi przy nodze jak pies...

      Usuń