dziś zamknięta linia moich ramion szuka ciepła magii potrzeby i odbijam się od zaryglowanych ścian tak wielu urosłych słowami wyglądam przez okno i patrzę jak wiatr rozsypał zapałki z marzeń piegowatej dziewczynki w kucykach którą byłam kiedyś wychodzę na deszcz jak dobrze że jesteś szepczę dotykiem pełnych dłoni
Vladimir Kush - Heavenly Harbor (http://vladimirkush.com)
czasem niknę zupełnie i choć na mnie patrzysz nie widzisz wcale jak przez czystą szybę wtedy potrzebuję najbardziej ocieplenia duszy bliskością oddechu bez znieczulenia patrzę na wyjęte serce zobacz jaka piękna zima wyszła na zewnątrz bezdechem i znów pada śnieg we mnie samej ...
noszę w sobie bezgłośne detonacje przykrywam zasypuję ugładzam by nie zakłócić nikomu nie ma we mnie uczuć jest tylko zbiornik do wrzucania studnia bez dna we mnie mieszka w której tak wiele kamieni ciśniętych lękami innych na moje nie ma miejsca
marznę lodem skuta ... sznuruję uczucia i wkładam uśmiech na chwilę by nie popsuć urody dnia potem leżę przytulona ... nocą znów będę sobą Peter Gric - Orbiter (http://www.gric.at)
boli ... nieuwaga i szlaban wysoki drut granicy poranił mi dłonie z okna otwartego przez ciebie wypadłam żyję tylko boli Peter Gric - Fusion II (http://www.gric.at)
prosta droga na której gubię krok zostawiam ślady dotykiem nie tam gdzie chcę patrzę w ogień w lampy i w światło absorpcją nie mrużąc oczu bo mam w sobie niejasne wytłumienie dzwoni w uszach cisza odmierzaniem kroków słów co się rozpierzchły niezrozumieniem zamknij mi usta nic nie powiedzą dłonie i ja cała milczeniem będę
Ludzie... chyba do nich nie należę bo ja - bez celu jestem i bez nazwy zupełnie. Położona na ramionach patrzę w niebo - czy istnieje taka otchłań, w której będę pasować. Gdzie anioły są niedoskonałe swoją chęcią zbliżenia do człowieka... zdejmują aureole i brudzą sukienki wchodząc na drzewa bo najwyżej w ich koronach można spotkać słodycz owoców i piękno widoków. Umorusane lukrem zlizywanym z pączków bo tak smakuje najlepiej. Wpatrzone z zachwytem w kałużę bo odbija wiernie niebo a jest pod nogami i można ją rozchlapać... bezkarnie. Ludzie... tak obcy dla mnie. Bo nie umiem rozmawiać o kolejnym odcinku serialu, ani o skokach. Nie wiem za dużo o sąsiadce z 7A ani o nowym przekręcie sąsiada co kupił właśnie kolejne auto. Nie rzucam się do gardła o poglądy polityczne. Może wcale nie umiem rozmawiać. Wolę ciszę z nosem w książce - jak to dziwadło z lat szkolnych... Ludzie obecni zawsze przy sensacji i zamknięci hermetycznym znieczuleniem kiedy obok rozbija się serce. Z wybuchem petardy... głusi zupełnie bezmyślnością współczesności. Mam w sobie rozdarcie. Dniem codziennym bez wyjątku. I noszę w duszy kamienie różnego kalibru. Zwalniam... by powoli czuć każdy krok jaki stawiam. Bo ślady będzie trudno wymazać. Mam też nieufność. Jak bezdomny kot co skrada się po płocie do wróbla. I umieram tysiąc razy choć z uśmiechem na ustach... nie widzi żaden więc. Silna... słucham przez całe życie. I nie wie nikt jak bardzo siła kosztuje. Rachunkiem. We wszystkich chwilach zwątpienia, upodlenia, zdeptania... kiedy leży się i modli by już nie było. Przeszło, podeptało, zgniotło i wyrwało... zniszczyło, zabiło. Zabrało sobie wszystko co chce lub nawet nie wie że chce by wzięło i przestało. A potem jest długa cisza. I wahanie. Jak postawić pierwszy krok. Czasem. Chciałabym stanąć na polu pełnym zboża i patrzeć w niebo. Bez słów. W głowie, na ustach, we mnie. Pusta nazwami i znaczeniami. Tylko widzieć i czuć. Być w jedności. Bez całego bagażu mózgu. Bez przetwarzania i wkładania w słoiki kolejnych pojęć, terminów, zwrotów. Tylko być. Nie chcę serduszek i pocztówek ze słońcem ani pierścionka od kataryniarza. Chcę żebyś wybrał się ze mną na spacer. Po moich cieniach. Tam gdzie nikt nie zagląda. Bo tam gaśnie każde światło i jest zimno... tam... mnie pokochaj. Tomasz Sętowski - Zaginiony statek (http://www.setowski.com)
anioły na parapetach moich oczu machają bosymi stopami i gryząc jabłko patrzą mi w duszę wyschniętą w korytarzach arterii wiatr przenosi myśli jak zwiędłe liście po polu jesienią bezowocne więc do koszyka nie trafią a ja wyścielone mam solą ściany pod powiekami szeroko otwartymi na rzeczywistość która kładzie się lodowym żwirem w moim środku to tylko pył nieporadny a lśni niczym klejnoty i każdy kto ich dotyka myśli że znalazł skarb do czasu aż w dłoniach rozsypie mu się piaskiem Joanna Sierko-Filipowska - Niedokończona kolacja (http://www.joannasierkofilipowska.pl)
słowa milczą czyny wygasają cisza jest i tylko tętent kopyt uderzających o ścianę rozcwałowanych myśli rozprasza mnie z odrętwienia leżę i widzę jedynie bruk - własnymi dłońmi wyścieliłam dno piekła Zbigniew Beksiński - obraz z 1979r. (http://beksinski.dmochowskigallery.net)
stoję kompletnie sama i patrzę jak ogień pali resztki mojej wrażliwości szept bezgłośny moich warg tli się popiołem słów jakie nie padły na głos rozstrzelane ciszą pogrążona w lęku ciemnością nagłą nie mogę złapać oddechu pod powierzchnią tafli własnej bezsiły uwięziona ból mnie wykrwawia dotykam ciała znajduję tylko pustkę Maja Borowicz - W ciszy i mgle (http://www.majaborowicz.com)
Nie śpię... czujnie słuchając jak chodzi mi serce. Od ściany do ściany. Niespokojnie przeskakując... Biciem w głowie... niezrozumiałym zupełnie. Bo jest cisza oddechu nocy i gwiazdy, i księżyc schowany w kołdrze chmur. Sen powleczony na poszewkach powiek ludzi obok. Nic się nie zmieniło - ziemia nadal wiruje, rośliny śpią, ptaki przytulają głowy do skrzydeł. I tylko emocje mojego wewnętrznego zegara uderzają... I tak myślę jak łatwo jest zgubić niesłyszeniem te z nich, które wcale nie krzyczą, nie miotają się wściekle tylko patrzą oczami spod kąta w jaki wlazły. Bo są delikatne. Łatwo je spłoszyć zbyt dużym światłem. Serce... taki dziwny mięsień, który zaboli kiedy tracimy życie. Ale nie umie powiedzieć - teraz patrz, to ważne... nie zgub, bo ucieknie. Wytracisz jeśli nie zbierzesz, bo to tylko dotknięcie skrzydeł ważki na policzku... Zatrzymana dziś. Słucham tego rytmu wyjętego z cienia, słucham z uwagą na którą zasługuje. Wyciszona z pośpiechu i ciągłości, z lęków rozpinam powoli guziki nacisku dnia, by zanurzyć się bez sznurowania w ciszę. Uwagą. Serce. Odmierza rytmem bieg życia... i wiem, że kiedy mnie przytulisz moje serce uspokoi tętent kopyt szalejących pogonią. Uspokoi się pewnością. Że jesteś blisko dzięki czemu moje życie staje się namacalnie dobre, uważne i pełne. Spokojem rytmu serca. Kiedy jesteś blisko jestem wreszcie we właściwym miejscu.
bo nawet kiedy wiem chcę usłyszeć znów jak mówisz że jestem twoja niczyja więcej twoja w całości bez wyjątków z każdym połamaniem blizną smutkiem niedospana i we łzach bezsilna, słaba, zła że jestem warta tego by mnie kochać mów mi to często słowami wprost do serca nawet kiedy zrobisz mi herbatę lub przyniesiesz lody kiedy naprawisz mi półkę i powiesisz obrazy kiedy obsypiesz kwiatami i pocałunkami kupisz ulubioną książkę napiszesz słowami lub docenisz mój wiersz mów mi jeszcze codziennie że mnie kochasz niech usłyszę znów...
Vladimir Volegov - Monday Dreams (http://volegov.com)
dawno kiedyś gdy przestanie tańczyć kurz na popiele moich zgliszczy i opadnie gniew z ciebie zrozumiesz że okrągłe słowa zaklęć poobijane o kanty braku wiarygodności nie mogą być drogą do zrozumienia to zbyt mało paląc stos istnienia inkwizycją zakazując otwartości czucia nie można potem wznosić świątyni na ruchomych piaskach pojęć jakich nie rozumiesz bo runie domkiem z kart w grze pełnej pionków na szachownicy twojego życia mnie tam nie ma już...
Michael Cheval - Master of Imagination (https://pl.pinterest.com/pin/363032419940926286/)
tak całkiem głupio w niedorosły sposób zapodziałam się rytmem serca po sam czubek nieba z waty cukrowej utkanego słodyczą twoich oczu zupełnie jawnie bosymi stopami chodzę po trawie zielonej twoich marzeń łąką pełną rumianków i chabrów co dla mnie rozwinięta kobiercem jest miękkim w tobie zanurzam buzię w promienie słońca i czekam aż przyjdziesz by zetrzeć mi spod nosa wąsy malowane łapczywością smaku kiedy karmiłam się niecierpliwością siedząc niby spokojnie ale wcale nie bo niech już wreszcie... przyjdź mam dla ciebie czterolistną koniczynę i szkiełko z kalejdoskopu moich snów wyjęte Vladimir Volegov - Rest In Her Way (http://volegov.com)
zapytałeś kiedyś czy dam ci wspomnienia patrząc w twoje oczy pełne prawdy oddałam ci nie jedną chwilę nie dzień lecz całe moje życie bo jesteś dla mnie człowiekiem wystarczającym do szczęścia Karol Bąk - cykl Fashion (http://www.karolbak.com/)
Szukamy siebie wzajemnie, a kiedy się znajdziemy tak trudno przyznać, że czekalismy całe życie. Na tą właśnie osobę, na takie właśnie uczucie, na nas otwartych na siebie wzajemnie. Jakby mówienie prawdy było wstydliwe... jakbyśmy bali się, że nasza miękkość, którą wkładamy komuś w dłonie, zostanie zdeptana natychmiast... czy jest istotniejszy powód do bycia z kimś prócz miłości? Każdy chce czuć się bezpieczny a jednak najczęściej boi sie odsłonić z uczuciami... ucieka. W strategię i stosowanie jakiś gier, które nie prowdzą do niczego. Już wiem jak szkoda czasu na dziecinną zabawę w ciuciubabkę. Jak nieistotny jest strach, który buduje zasieki drutem kolczastym i co z tego. Że za nim całe łany wysiane kwiatami czekają... nie sposób sforsować. Pól minowych i rowów wilczymi dołami wykopanych. Ludzie mają tendencję do nadmiernego chcenia... do mnożenia swoich pragnień i w podążaniu za ich realizacją gubią prawdę. Bo czy istnieje koniec oczekiwań? Taki pułap, który pozwala na zaspokojenie i powiedzenie - już dość, więcej nie potrzeba. Kiedy wszystko wokół kolorowym kalejdoskopem reklam krzyczy, namawia by mieć, wziąć, posiadać. Bo wtedy dostaniesz namiastkę szczęścia. Uzależnienie. Najgorsza bolączka dzisiejszych czasów... uzależnienie od adrenaliny emocji, - by mieć bardziej, by być ważniejszym, bardziej liczącym się z powodu najnowocześniejszego sprzętu, najnowszego modelu samochodu, droższej torebki od Vuittona, od ilości lajków na portalu życia, większej wiedzy bo naczytało się odkryć jakiegoś guru od psychoanalizy, ciagłej zabawy w coraz to nowszych klubach... Uzależnienie od podkreślania tego kim tak naprawdę nie jest się wcale. Bo trzeba robić wrażenie. Nowoczesnego, obeznanego, posiadającego... zastępniki do wypełnienia pustki w uczuciach. Nazywanie emocji czuciem... posiadanie zamiast bytu. Substytuty, bo coraz mniej potrafimy być ludźmi. Trzeba nam określać nasze potrzeby - my sami nie umiemy ich nazwać, bo w pogoni za namiastką szczęscia straciliśmy zdolność. Do czucia się człowiekiem. Żal mi współczesnych marionetek, które boją się kochać. Żal mi ich namiastek zakochania w poszukiwaniu ukojenia tęsknoty jakiej nie znajdą pośpiechem układania kolejnych emocji kolejnymi ludźmi. Żal mi powierzchowności odczuć kiedy uprawiają miłość jakby to było zadanie w szkole do zrobienia w domu. Żal mi nieumiejętności do pokazania szczerości. Nikt nie wyrywa nam skrzydeł. Upadłymi aniołami czynimy się sami - bo tylko my mamy taką moc, by tracić pióro po piórze. Zwątpieniem... w samych siebie. Każdy ma swoją drabinę z wyłamanymi szczeblami i własną golgotę, na której zdarł kolana. Swoje winy przybite gwoździami do ściany sumienia, złe czyny i wybory jakich dokonał niewłaściwie. Całe albumy ludzi, dla których nie było warto lub którzy poszarpali czas i uczucia... każdy takie ma uliczki w sobie... ja też całe kilometry w sobie noszę wybrukowane kamieniami kocich łbów, które nie raz rozorały moją duszę. I te przepaście, w które się rzuciłam bez zastanowienia. Dlatego jestem taka pełna. Ułożona warstwami doświadczeń, które są i nigdy nie przestaną być... ale wciąż nie przestałam wierzyć w kolory kwiatów i słońce, w marzenia co unoszą i w miłość tą prawdziwą co zapiera dech w piersiach i istnieje nie dla zrywów tylko... która jest nawet wtedy, kiedy buro we mnie jest, nie mam makijażu i chodzę w wyciagnietym swetrze połamana codziennością. Doceniam jej cud. Którego dotykam z bliska Twoimi oczami dla mnie. Bo wierzę w nas. Od początku mojego istnienia. W to połączenie jakie jest. Wierzę w dzień i noc pełne nieba i w kromkę chleba na śniadanie z miodem lepkim płynącym po palcach, wierzę w motyle i wiosnę, która przyjdzie jutro, wierzę w zapach na Twojej szyi i smutek moich oczu. W dobroć też wierzę i dobrą wolę. W dobry czas pełen znaczeń przy robieniu głupot. I w kawałki nieba zbierane do fartuszka, by nie zginęły, w pajęczyny wymiatane z kątów zapomnienia, by je zasiedlić znaczeniem nagłym co przepełnia. Wierzę. I w wybór dokonany wierzę. Bo tu i teraz chcę być. Dla Ciebie. Victor Bauer (https://pl.pinterest.com/pin/312085449154416014/)
połamane zaufanie i wstyd brudem położone nie do wywabienia z materiału duszy ścieka krwią niezakrzepłych zdarzeń ból zatrzymany oddechem bez tlenu i świadomość jak jestem winną odebrałam tylko należną mi karę za istnienie moją płcią zabawka w rękach innych usprawiedliwionych ze wszelkich działań wbrew mnie już dawno zgubiłam wiarę w człowieczeństwo zakneblowana czekam na wyrok kolejnego dnia Peter Gric - Gynoid V http://www.gric.at
nie wiesz jak boli osąd winy niepopełnionej nie czujesz tej goryczy z jaką czytam twoje słowa nie do tych ran które trzeba leczyć przyłożone stoję na celowniku przyciśnięta ignorancją nieznajomości tematu bez premedytacji nie znajdujesz właściwych proporcji bo nie szukasz wagi czynu w zamkniętych ścianach nie twojego domu znasz tylko powielane opowieści i strach że obok życie jest ciemniejsze niż myślisz pokazujesz palcem podkreślając zdarzenia o jakich nie masz pojęcia wybielając koszulę na własnym grzbiecie potępieniem nic nie krzywdzi bardziej niż cisza zakładana plastrem obojętności na ustach pełnych krzyku Peter Gric - Reconfiguration VI (http://www.gric.at)
wciąż nie umiem... patrzę w pustkę bezdechu schowana ramionami nocy bezbrzmieniem i dziś tak boli niemówienie przerwane w połowie zdania szybkostrzelnie... potokiem zalana sznuruję usta myśli słowa topię w studni bez dna rzucając kamyki bezdźwiękiem by nie przeszkadzały i tylko w kącie oka słonym siedzi niewysłuchanie pełne krzyku Tomasz Alen Kopera (https://www.facebook.com/tomasz.alen.kopera)
Księżyc dziś - zjawiskowy. Pomarańczowo-żółty okrąg zawieszony tuż na horyzontem jak opłatek komunii nocnego nieba w darze. Zatracił trójwymiarowość kuli na rzecz płaskiej powierzchni i zastanawiam się czy to ciężar myśli tak go zmienił wymiarem... czy to moja optyka wąska. Zawstydzony wagą przewin chylił się ku upadkowi, by dać miejsce dla słońca budzącego się dnia. Bezchmurność a jednak jakiś niepokój w mijanych ludziach wyczuwalny. Zrywałam po drodze uśmiechy przypadkowe lub całkiem celowe i zbierałam do koszyka z zamiarem utworzenia z nich potem ciepłego szalika, ale niestety... za mało. Nie wystarczy. Popłoch umykających oczu, dłoni, osób. Ukradkowość bardzo zauważalna. Zimno - wkrada się pod czapkę i pod kurtkę, rozpycha szalik... może ono również bardzo potrzebuje przytulenia. Nie jest łatwo wciąż marznąć i znosić narzekania ludzi mówione prosto w oczy. A ja lubię czerwony od mrozu nos... uśmiecham się, kiedy pieką szczypaniem policzki. Ptaki gdzieś się pochowały i tylko oddech wiatru powodował ruch w obrazie sugerując, że dzieje się życie. Niezależnie od woli - jest. Ruchem jak zawsze. Pytasz mnie czasem co możesz mi dać... wiesz życie potrafi zaskoczyć bardzo. Nieistotne jest czy to będzie kawa, ciastko, bukiet kwiatów czy smutki jakie w sobie nosisz. Nieważne czy książka, muzyka czy obraz lub ciepłe skarpetki. Nie ma znaczenia czy spacer po łące czy nowe zabytki w mieście. Najważniejsze, że z Tobą. Bo tylko wtedy liczy się wszystko zyskanym smakiem.
Vladimir Kush - Eclipse ( http://vladimirkush.com)