cicho cichuteńko na boso szeptem na paluszkach myślę o rzeczach jakich nie będzie choć są zasiedlone we mnie ciałem żywym oddychającym w bliskości dnia powszednią kromką na śniadanie biegnę w te marzenia pełna pytań stworzonych zapachem miodu rozlanego w twoich oczach coraz częściej rozplatają się warkocze moim uczuciom nietłumionym Michael i Inessa Garmash (https://www.pinterest.com.au/pin/483081497512346315/)
Zimno. Lubię bardzo. Choć kolana całowane mrozem szczypią jak policzki dotykane oddechem zimy bezpośrednio. Najpiękniejsza z pór roku dla mnie choć uboga niezwykle w białe atrybuty ostatnio... Szłam po parku myśląc, że nigdy nie poznałam tylu ścieżek obiecanych chwilą nagłą... porywami ciepła wzbudzonymi co przeszły mijającym czasem przegonione w zanik... wróble nastroszone kulkami brzuszków, przytulone do siebie krużgankowymi skrzydłami patrzyły dziś na mnie z jakąś tęsknotą w oczach. Mijane kałuże pełne zbliznowaceń lodu białego, czasem pękniętego naruszeniem zewnętrznym - bo choć twarde to kruche bardzo... są te łzy zatrzymane w czasie. Niebo chwilami też płacze - to takie pocieszające dla mnie, szarego człowieka, że nawet anioły potrzebują oczyszczenia. Wytarcia nosa co przesiąka nieoczekiwanie. Doskonałość jest taka irytująca i męcząca zarazem... Zamarznięta woda warstwami ułożona lodową taflą skrzącą się pięknem w świetle latarni i już wstającego dnia przemieściła mi myśli do tych ulic w miastach, które niedotknięte moją stopą zostawiły ślad we mnie czyjeś obecności... nieobecnej. I tak myślę jakie to szczęście kiedy otrzymuje się czas i uwagę zatrzymaniem bezwysiłkowym - tylko dlatego, że się jest. Ważnym na tyle. Najcenniejsza ze wszystkich darów - obecność. Chwilka tylko pamięci, by nawet w oddaleniu powiedzieć dzień dobry każdego poranku... Dziękuję, że jesteś ciepłem dla mnie w zimie. Tomasz Alen Kopera - M17 (https://www.tumblr.com/search/art-tomasz-alen-kopera)
a we mnie jest popękanie od krzyku nocy cichej w ulice nieubrane ludźmi przyciśnięta do piersi bezradność niedotlenienie myśli wyrwane pióra upuszczeniem krwi ze skrzydeł i garść kamyków nikomu niepotrzebnych bo mam zbyt ciasne serce z niewydolnością do kochania siebie zabrakło na to miejsca w wąskich arteriach świata nie mieszczę się do pojmowania
Kinga Britschgi - Till Their Soul-fearing Clamors Have Brawl'd Down (https://kingabritschgi.deviantart.com)
Sprayem na murze mojej duszy ktoś mi namazał, że mu brak. Mnie niepoznanej. Że mnie dawno nie widział ale czuje smak mojego zapachu... a ja zastanawiam się jak można tak nabazgrać i pójść do gdzieś, gdzie nie znajdę kto to był... nie znam zupełnie. I chęci nie mam. Przyszedł , wyjął ten lakier i gaffiti jest nieproszone. Nie ma tych pytań do odpowiedzi... i nie chcę takiego nieładu w sobie obcą ręką pisanego. Zupełnie bezpotrzebnie. Wyrzuciłam już dawno buty do biegania... za uwagą. Teraz patrzę jak mijają zbyt szybko korowody braku zatrzymania nad istotą... bo tak trudno zauważyć, że wystarczy tylko pozwolić sobie na zwykłość. Bez wyróżnienia, podkreślenia i kolejnych stopni do zdobycia, by udokumentować. Tyle ludzi mnie mija tarzając mi komory i przedsionki jakbym miała tylko organ z nazwy bez znaczenia nim bijącego. A ja czasem krzyczę na świat, choć nie słyszy. Wcale. W chaosie podążania za spełnieniem wciąż dalszym trudno usłyszeć niepowiedziane słowa... ale to nie powód, by deptać ciężkim butem po rabatkach... i arytmię potem mam migotaniem niechęci. Myślę, że czasem myślę zbyt dużo. Za obficie, jakby nasionko słowa kiełkowało we mnie i po zwojach mózgowych rozpuchło się całymi historiami do zdarzeń, które nigdy nie nadejdą, do wspomnień, które chcę zatrzeć czasem jaki już dawno powinien przeminąć... a jest. I teraz widzę jak chcę dorosnąć. Być odpowiedzialną, uporządkowaną i zasadniczą bardzo. Mieć zdanie własne i swoją prywatną moralność na półkach równiutko w kostkę złożoną. Chcę. A potem przychodzisz ty i patrzysz mi w oczy ciepłem dłoni... i nie pamiętam wtedy wcale co takiego przeszkadzało mi w tym chaosie. Znajduję od początku... jak chciałabym bardzo żyć. Niedorośle właśnie. Trzymając się za ręce biegać po łące, gonić motyle i uciekać przed deszczem. Pić łapczywie spojrzenie twoich oczu bezwstydnie. Czerpać całymi garściami jakbym chciała zadośćuczynić stracie czasu kiedy ciebie nie znałam... chciałabym... jak dziecko cukierka, kiedy nieszczęściem jakimś końca świata płacze, na pociechę. Chciałabym... a zaraz potem szara rzeczywistość. I znów trzeba wyjąć żelazko i uprasować te pomięte myśli, by nie uwierały... zagięciem.
Tomasz Sętowski - Posłaniec (http://www.setowski.com)
czasem boli nieuwaga dla cienia wymową szeptu ciszy namalowanego pozory które ważne są tak bardzo i przekonanie o zawartości w pustym wazonie bo on z kryształu jest przecież niepełnosprawna wciąż naiwnością karmię nadal rozsądku brak z uśmiechem rozciągniętym słuchając nabrzmienia słów milczeniem zachwycona sobą popatrzę jak odrywają się guziki od zapięcia sumienia koszuli bezboleśnie sprzedając moje imię
Zganiony ten kto ból zna Zadany przez ogień, co ciało spala
dotykam twojej twarzy w oczach widząc kolor granatem okolony dotykam słów duszy pisanych tęsknotą przyszłości minionych dni dotykam ciebie zamykając powieki pod rzęsami mieszkasz oddechem przytulony zakładam na oczy opaskę by zbyt szybko świt potykając się budzącym dniem nie zabrał mi ciebie wyrywając dłoniom pragnienie mojego ciała w oknach duszy położone Bruno Di Maio - La sorte (http://www.brunodimaio.com)
nie wierzę że mogę oddychać bez tlenu twojej bliskości zawartego moimi ramionami wdechem i wydechem odległości minut nie wierzę w bezżar małych i dużych tęsknot położonych na parapecie dłoni wyczekanych nagle zapominam o dziś, wczoraj czy za tydzień o nieskończoności i mecie smaku pomarańczy z cynamonem mogę wyrzec się wina, czekolady i czytania nie myślę o muzyce łóżku i zapachu fiołków o świcie mogę bez żalu przekreślić gwiazdy i słońce i wszechświat mogę bo patrzysz na mnie i cały świat mój zawiera się w twoich oczach więcej nic nie potrzeba Bruno Di Maio (https://pl.pinterest.com/pin/262475484503709942/)
niby nic się nie zmieniło tylko jakoś tak zakwitło w śniegu bardziej zapachem moje serce dotykaj mnie miękkością jedwabną oddechu wzruszeniem głosu gorączką i strachem swoim daj przytulić ciepłem smutek i zamyślenie oczu dotykaj mnie sobą ułóż moje życie nagością na łóżku siebie tam będzie mi najbezpieczniej
Widzenie świata. Jest. Dla każdego inne - bo to na co patrzymy kształtuje. Kiedy delikatność i kruchość mam okazję oglądać budzi się we mnie czułość. Chęć ochrony i podziw... kiedy patrzę na agresję czuję złość, że marnuje się dobro... lub sama zaczynam uderzać... ja sama kształtuję masę plastyczną siebie. To co widzę jest mną. Dotknięte, zarysowane i albo unosi albo krzywdzi. Codzienność uczy mnie pokory. Zrozumienia dla przestrzeni innych ludzi. Zupełnie innej niż moja, ale czy to znaczy, że gorszej? To, że nie rozumiem nie oznacza, że wolno mi. Zmieniać, oceniać, kopać. Patrzeć jest mi dane. To nie moja zasługa. Mój anioł często potrzebuje po otaczaniu mnie skrzydłami iść potem na wódkę do przydrożnego baru. Tam zdejmuje przykład aureoli i staje się zwykłością nieporadną. Za co mu dziękuję każdej chwili bo tak trudno dorosnąć do ideałów. A brudny rąbek wykrochmalonej kiedyś biało sukienki bardziej do mnie przemawia... każdy ma anioła. Na jakiego zasługuje. Nie jestem zbudowana z kryształu. Mam w sobie dużo więcej smoły niż jestem w stanie zaakceptować. Wciąż poznaję ile we mnie tego o co nawet siebie nie podejrzewałam... i sitem odsiewam ciągle. Pozwalam żebyś powiedział, pokazał, odkrył, zanegował. Ale nie jestem twoim mniemaniem. To tylko wrażenie ciebie jest. Ja - to zbiór komórek, tkanek, uczuć, słów, genów, myśli, doświadczeń. Mną zaliczony do zawartości człowieka jakim przyszło mi żyć. Kiedy połamie coś, zniszczy na zawsze pewien stopień wrażliwości nie zawsze da się odbudować. Stawiane zasieki potem, ogrodzenie pod prądem i tabliczki - zostaw, nie dotykaj, odejdź... boli. Ale ból to nie upadek sam w sobie. To zawsze krzyk lub przeklinanie. Nie uciekam przed nim. Pozwalam wybrzmieć choć rozrywa czasem jak po wybuchu granatu mury. Milczę. Bo nie ma słów do powiedzenia kiedy ciągi tylko z nich tworzone idą po drodze do twojego ucha nie trafiając. I są jak ciche mruczenie kota kiedy łasi się do stóp. Nikt nie zrozumie bo jestem dla swojego rozumienia potrzebna. I nie potrafisz jeszcze pojąć zupełnie, że ten kamień, który ciskasz w moim kierunku trafia w zwierciadło nie we mnie. Ale to nie ono jest winne temu co oglądasz. To oczy mają zniekształcony wymiar widzenia, bo perspektywa w nich zbyt wąska jest i pozbawiona koloru. Przypadek nie istnieje tylko potrzeba go tłumaczy. Ja już wiem. Jestem winna. Ale tylko tego co sama podeptałam. Słowa. Potrafią tak wiele... słyszę ciągle z różnych stron co cię nie zabije to cię wzmocni. Cóż za bzdura kosmiczna na miarę niepoznanej zupełnie czarnej otchłani... moja ściana. Do której dochodzę tak często. I kolizja w zdaniach... bo mimo uderzania bez końca jakoś nie pękło, nie wyszczerbiło muru tylko stępiło ostrze mojej głowy. Błędy mówiące nauką po ich popełnieniu kiedy mierzę skutki konsekwencją. Latami... to co nie zabija poniewiera na całe pozostałe dni. Zmienia optykę i pozostawia nigdy nie sklejone. Nie nazywam tego wzmocnieniem tylko bliznami, które nigdy nie zejdą. A teraz chcę żeby została mi w życiu ta miłość. Delikatna, która sztormem ogarnęła moje życie. Nieoczekiwanie. Jedyna rzecz przed którą nie trzeba uciekać jest zamknięta w innych ludziach i mojej zgodzie na nich. Kiedy się otwierają - niezależnie jakim wnętrzem. Wiem już... że cała esencja to pozwolić sobie na delikatność zapachu szeptu we włosach. Bo nie robię wszystkiego z myślą o tym szepcie, ale jest obecny we mnie niezależnie od tego co robię. Smakiem sensu.
Złapałam się na śnieniu o
Srebrze i złocie
Jak w scenie z filmu
Którą zna każde złamane serce
Chodziliśmy w świetle księżyca
I przyciągnąłeś mnie do siebie
Po ułamku sekundy zniknąłeś
I wtedy zostałam całkiem sama
Obudziłam się ze łzami w oczach
Byłeś przy mnie
Oddech ulgi
I uświadomiłam sobie, że
jutro wcale nie musi być nam dane
Więc będę cię kochać, jakbym miała cię stracić
I będę cię tulić jakbym się żegnała
Jakakolwiek nie będzie sytuacja
Nie będę brać cię za pewnik
Bo nigdy nie wiem kiedy, kiedy skończy nam się czas
Więc będę cię kochać tak jakbym miała cię stracić
W mgnieniu oka
Wystarczy szept dymu
Możesz stracić wszystko
Prawda jest taka, że nigdy nie wiesz
Więc będę całować cię dłużej, kochanie
Gdy tylko będę miała okazja
I wykorzystam ten czas, jak najlepiej
Na miłość po której nie będę niczego żałować
Więc wykorzystajmy trochę czasu by powiedzieć co chcemy
Zanim wszystko co mamy zniknie
Nie, jutro wcale nie musi być nam dane
Więc będę cię kochać jakbym miała cię stracić (...)
przerastam ostatnio swoje mniemanie o sobie... niepięknie tak jak tylko można i boli czasem że nie ma choć jest a dziś chciałabym położyć siebie na twoim ramieniu i skrócić myśli o głowę by tylko czuć jak idziemy na spacer dłońmi po łące ciepłem skóry kwitnącej opowiem ci krokami oddechu jak nam jest w mojej wyobraźni kiedy nocami zaspokajam głód tego co jest niemożliwe Michael Cheval - Pearl Harmony (https://www.pinterest.co.uk/pin/841539880341808333/)
bolą mnie palce moich słów odciskane zbyt długo na twoim ciele urosłą we mnie agresją w kącie gdzieś zapadłym w otchłani mojego piekła skulone człowieczeństwo kona brakiem miejsca do wegetacji dusza zamknęła oczy by zniknąć ale widzi wyraźnie plastik odbicia w tafli studni bez dna wypadłam z potłuczonych naczyń krwionośnych nie sączy się krew zanik funkcji życiowych w rozkładzie i tylko skrzydła w środku wrośnięte tłuką się żałośnie o pręty żeber ślady na tobie palą na popiół echem we mnie
Tomasz Alen Kopera ( https://galeria-quantum.pl/?attachment_id=440)
Jest we mnie tyle słów niewypowiedzianych, które kwitną znaczeniami w mojej głowie. I boję się, że ich nie zobaczysz kolorem moich oczu, a ja noszę w sobie nieumiejętność określania ich głosem. Kiedy żyję patrząc na siebie i na ludzi mijanych korowodem czasu, w pośpiechu lub z uwagą umyka mi tyle istotnych spraw. Bo ciągle jest pobieżność i pośpiech, bo zaczynamy żyć w świecie nierzeczywistym, cyfrowym, który rośnie coraz bardziej niczym ciasto drożdżowe w piekarniku ciepłem.Inawet kiedy nie chcę to i tak w promocji dostaję do telefonu tablet lub do czytnika smartfon - byleby tylko związać mnie niewidzialną siecią jak pajęczyną opleść i dać się pochłonąć niczym mucha rosiczce - dobrowolnie i z radością zanurzając się w jej soku słodko wabiącym, paraliżującym coraz bardziej wolę. Tam w tych rzędach cyfr mogę wszystko - bo nikt nie wie kim jestem... dowolność - mogę kopać, uderzać, wyżywać się, obrażać, wyzywać, odkręcać kran i wylewać frustrację bo i tak mnie nie znajdziesz. Nic o mnie nie wiesz, nic nie wiem o Tobie - ale po Twojej wypowiedzi wiem, że mogę rzucić kamieniem bo niezgodna jest ze mną. Kiedy w nocy obserwuję poświatę niebieskiego światła okien zastanawiam się ile domowych ołtarzyków do oddawania kultu systemowi, który pochłania jak żarłoczna gąsienica liście fal mózgowych i przerabia na kukły zdalnie sterowane, służy zastąpieniu relacji międzyludzkich. Bo łatwiej włączyć i śledzić ze szklanego ekranu niż tworzyć coś samemu. Bo myślenie boli a rozmowa wymaga argumentów i kultury. Robotyka zmierzająca do tworzenia sztucznej inteligencji, która czuje, bo ludzie zaczynają nie czuć coraz mocniej... substytuty wieczne... bo łatwo mijać nieuwagą na ławce kogoś kto leży - bo nie moja sprawa, bo się upił, bo jest brudny, bo kłopot, bo nie mam czasu, bo wcale nie widziałam... Bo łatwiej opluć i ocenić jednoznacznie niż pochylić się przez chwilę. Niezdrowe relacje, toksyczność świata uczuć i brak... A wystarczy tak niewiele. Taki moment, który coś odbiera, który zmienia nasze widzenie i skraca dystans do siebie, kiedy widzimy kruchość egzystencji bez żadnej możliwości wpływu nagle zmienia się wszystko. Zatrzymanie w chwili, w przestrzeni, na powierzchni i czucie połączenia jedynego w swoim rodzaju. Przestają być ważne te wszystkie okazje na jakie czekam. Te rzeczy odkładane na później. Te minuty, które kiedyś dadzą czas na realizację odłożonych do szuflady spraw. Na kiedyś. Bo to kiedyś nagle staje przede mną i mówi dziś albo nigdy. I nagle widzę, że to dziś jest specjalną okazją do powiedzenia, że Cię kocham, do pokazania chmur o dziwnym kształcie i wróbli kłócących się na drzewie, do wsunięcia dłoni w dłoń by poczuć ciepło i do przeczytania Ci tego fragmentu książki, który właśnie mnie zachwycił, do podzielenia się okruchem chleba, do powąchania zapachu bzu i smakowania lodów o niezidentyfikowanym kolorze, do ugotowania dla Ciebie zupy, którą lubisz i podania Ci szklanki wody. Do słodyczy życia, która ukryta jest w codzienności. Takiej jaką tworzymy sami. brakuje mi ciepła ludzi mijających każdego dnia na ulicy spuszczeniem oczu lub złością na ustach ulepionych z papierowych wycinków gazet w których nie ma życia empatia umiera na krzyżu rozpięta obojętnością nie znasz mnie wcale a jednak przebijasz gwoźdźmi nadgarstki moich zdarzeń w złudzeniu że ci wolno wszystko złam mi kark nadstawiłam przecież nieposłuszeństwem wobec twoich sądów a potem z dumą patrz w swoje oczy martwym odbiciem Michael Cheval - Circle Of Time (https://www.pinterest.co.uk/pin/818599669739843241/)
to za mało więc powiem jeszcze że kocham troskę przynoszoną mi w dłoniach czułością ciepłych bez rękawiczek i herbatę w czajniczku na stoliku pretekstem zaparzoną oraz dni za krótkie minutami pośpieszne biegnące za szybko pełne bliskości negliżem tak intymnym że budzi wstyd rumieńca na odległość oddechu kiedy znaczenie ma tylko zapach miłości spijany z ust niepoczytalnych z szaleństwa gorączki bo można sycić się przez chwilę pulsem i sensem dotykając duszy kiedy mój świt budzi się tobą i noc tobą zasypia Tomasz Alen Kopera - K16 (https://www.arteclat.com/gallery/)
wpół do kroku ciszy godzina oplatam pajęczyną myśli kokon głowy by się nie rozpadła bólem strachu co więzi oddech roztrzepotanym ptakiem bo zwykłość chwili przygwoździła emocje rozpięte ramionami bezradności oniemiała w słowotoku przelewam w naczyniach połączonych z pustego w próżne rozbijając ściany popękały tkanki miękkie w duszy teraz ciało krzyczy brakiem tlenu zrób mi transfuzję uczuć milczeniem zasznuruję usta Tomasz Alen Kopera - DR02 (https://www.facebook.com/tomasz.alen.kopera)
Duszę się. Tak jak już dawno nie miałam... duszę się całkowicie i nic nie pomaga rozpięcie koszuli, otwarcie okna ani nawet czerpany garściami tlen. Nie ma go w powietrzu - jest tylko ołów ciekły co przelany pojemnością płuc zastyga i przygniata do podłoża. Znowu ktoś mi mądrze powie - zmień to... (****) chce mi się krzyczeć z pasją szewską, do zmęczenia, do przewleczenia trzewi tak by wyrwało ze mnie całą mnie, rzuciło o ścianę i pogruchotało wszystkim w komplecie. By potem nie było co zbierać, by nie zostało nawet echo. Pył. Nic. Jak mam wyrzucić z siebie to co przytłacza... Jak mam choć raz nie sama... Półprawdy, półobecności, półmyśli... bo całe zbyt wbijają się w świadomość... więc koc znów. Zaciągnięty nie grzeje...i nikogo... Rozdrapuję powłokę i wyrywam potrzebę... ale wraca. Wciąż wraca, jakby nie rozumiała, że nie chcę. Wylewam zimną herbatę - wystygła. Też nie robi różnicy. Za dużo czuję... za bardzo jestem. Cieniem położona kiedy trzeba wychodzę... a dla mnie? Każdy ma takie dramaty na jakie zasłużył i sam sobie stworzył. Ja też. Jestem złym człowiekiem. Wiem... Co mam zrobić, by skamienieć? Miłość dotyka najbardziej zostawiając siniaki... Dławię się ciszą, przełykając kolejne dni... z uśmiechem... na jaki kompletnie mnie nie stać. Vincente Romero Redondo (https://www.pinterest.com.au/pin/480126010269009298/)
nadzieja tkwi zadrą włożona w szprychy rozumu między tym co jest a czego nigdy nie będzie stoi z obłędem w oczach jak dziwka pod latarnią kusi oferując złudzenia tym co za ostatnie pieniądze chcą kupić chwile wytchnienia a ona szarpie, głaszcze, mami, prosi wyrywa, pieści, obiecuje, dusi jak suka zajadle wgryza się w krtań biorę młotek walę gdzie popadnie umiera spokój cisza oddycham z ulgą i nagle słyszę jej śmiech w najbardziej zapadłym kącie piwnicy w mojej duszy kpi uczepiona żeber Peter Gric - Dissolution of Ego VI (http://www.gric.at/gallery/gallery.htm)
moja tęsknota mieszka dziś na szyi tuż pod lewym uchem w tym miejscu gdzie kształtem pasują twoje usta których dotyk warg przyprawia mnie o zatrzymanie świata kołowaniem nagłym drżenia kosmosu zamykam oczy by nie oszaleć a rozsądek szuka ratunku na próżno
Michael i Inessa Garmash - Lonely Moment (https://www.pinterest.co.uk/pin/304204149804511578/)
tli się we mnie ogień rozpalony tęsknotą za pochłonięciem totalnym do utraty zmysłów do nierównowagi rzeczywistości do zatarcia wagi by targnęło do samego dna lub bardziej nawet porwało jak huragan rozrzuciło w kawałkach malutkich brokatem gwiazd spadających w nocy spełnieniem rozkwitłym dla mnie w ogrodzie kwiatem twojego istnienia zapachem odurzającym tak że tylko usta chce się zanurzyć i pić zachłannie spojrzenie twoich oczu utonę bez wahania
Victor Bauer - Ocean Breeze No 20 (http://www.victorbauer.com)
oswajała lęki bez zrozumienia nie chciała dzielić bólu upodlenia walką słabości z premedytacją przemyślaną odpychała raniła uciekała łykając białe tabletki napełniając żyły trucizną kroplówki promieniami ciepła zimnego ćwicząc kolonię rozrosłą co zabrała jej dom czterech ścian człowieka jakim kiedyś była myślała czesząc resztki wypadających włosów jak oszczędzić wszystko co kochała na białym stole z pięknym obrusem i świąteczną zastawą ustawiła skostniały lód swego serca z przyprawą bezpotrzeby lecz stopniał kiedy ciepło rąk dotknęło bliskością czułą oczu wpatrzonych w naczynie jej zawartości zrozumiała że najważniejsze jest pozwolenie na wspólnotę trudnych doświadczeń by poznać prawdę smaku życia bez okradania go z miłości wtedy umiera strach samotności Peter Gric - Attachment (http://www.gric.at/gallery)
lubię ciszę bo nie zakłóca żaden kiedy żyletka dotyka mojej skóry umieranie wymaga dyskrecji intymnej nie przeszkadzać tabliczką na klamce powieszone ale i tak przecież nie pcha się nikt z ciekawością bo reakcja wymaga odwagi spojrzenia w moje oczy prawdziwe i silnej dłoni co utrzyma kruche posady mojego pęknięcia odejdź aniele nieumiejętny jak ja z pomiętymi skrzydłami nie reaguj nie powstrzymuj nie zrozumiesz to nie tchórzostwo tylko oddech zwątpienia
a ja zmartwychwstanę
już za chwilę do swojej codzienności kolejny raz Tomasz Alen Kopera - C03 (http://alenkopera.com)